Sędziowie sami siebie wybierają. Najchętniej spośród własnych córeczek
(rzadziej synusiów, co widać po również niepokojącej feminizacji tego zawodu)
lub przynajmniej spośród swoich pociotków - niekoniecznie
najiteligentniejszych.
Sędziowie sami siebie uważają za nieomylnych. Władnych, w ramach przysługującej
im swobodnej oceny dowodów, dowolnie orzec, że np. mleko jest czarne, a smoła -
biała (zapewne przesadzam, ale tylko troszkę).
Insynuacje? No to parę wciąż aktualnych konkretów.
Sędziowie uzurpują sobie nawet niezawisłość od ustaw, którym skądinąd podlegają
konstytucyjnie. Świadectwem takiego bezkarnego nadużywania władzy jest sprawa
moich roszczeń finansowych wobec ZUS, w której na żadnym etapie postępowania, z
odwoławczym i skargowym włącznie, nie zastosowali oni litery prawa dotyczącej
meritum sporu.
Sędziowie tworzą własne prawdy historyczne. Przykładem ukaranie Krzysztofa
Wyszkowskiego za to, że odważył się publicznie nazwać Lecha Wałęsę „Bolkiem” -
tajnym współpracownikiem PRL-owskiej Służby Bezpieczeństwa.
Jeśli obywatele będą przyzwalać sędziom na samowolkę, to ci w swoim
rozzuchwaleniu wkrótce mogą skazywać ich za cokolwiek. Choćby za niepoprawne
politycznie kojarzenie posłanki Ruchu Palikota - Anny Grodzkiej z aktywistą
PZPR - Krzysztofem Bęgowskim.