niedziela, 13 lipca 2014

Jak się nie dać nagrać w sądzie

   Skontaktowała się ze mną, drogą mejlową i telefoniczną, Czytelniczka (znam oczywiście imię i nazwisko) niniejszego bloga, która w Wydziale Cywilnym Odwoławczym Sądu Okręgowego we Wrocławiu też trafiła na Urszulę Kubowską-Pieniążek. Za jej sprawą, co wygrała w pierwszej instancji, przegrała w apelacji, ponoć ku zaskoczeniu kilku prawników analizujących meritum sąsiedzkiego sporu o działkę.

   Nieznajomość wszystkich racji „za” i „przeciw” nakazuje mi dziennikarską ostrożność w ocenie dwóch skrajnie różnych orzeczeń. Jednak co najmniej dziwny wydaje się fakt, że tego samego dnia Kubowska-Pieniążek przeprowadziła rozprawę w jednej sali, a ogłosiła wyrok - w innej, mimo że ta pierwsza pozostawała w tym czasie pusta.

   Znający zakamarki sądu twierdzą, że sędzia mogła zmienić pomieszczenie monitorowane na niemonitorowane. Coby końcówka procesu się nie nagrała…