Tekst
archiwalny
Wciąż zastanawiam się nad zdiagnozowaniem postępowania funkcjonariuszy
Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, którzy długotrwale represjonowali mnie na
podstawie przepisu premiującego aktywność zawodową bezrobotnego. Debilizm to,
czy sabotaż? Albo-albo. A może jedno i drugie naraz?
Według policji, prokuratury i sądów, funkcjonariusze ZUS popełnili rażący
błąd, który naprawili dopiero po przeszło 9 miesiącach szykanowania mnie i po
mojej intensywnej akcji uświadamiania im ich oczywistej pomyłki. Z takiego punktu
widzenia byłby to debilizm, który charakteryzuje się - jak wiadomo -
niemożnością logicznego rozumowania na elementarnym poziomie.
Ja uważam, że ci prominentni urzędnicy (konkretnie Antoni Malaka, Danuta
Marciniszyn i Anna Kapucińska oraz Aleksandra Wiktorow, Paweł Wypych, Sylwester
Rypiński, Wanda Pretkiel i Halina Wolińska) działali na szkodę nie tylko moją,
lecz także reprezentowanego przez siebie państwa, dezorganizując jego politykę
prozatrudnieniową. Mielibyśmy tu zatem do czynienia z sabotażem, przestępstwem
przekroczenia uprawnień.
Sami funkcjonariusze ZUS twierdzą, że wspólnie - zarówno ja, jak i oni -
staliśmy się ofiarami bubla prawnego, wyprodukowanego przez parlamentarzystów.
Sęk w tym, że sporny artykuł 2 ustawy o świadczeniach przedemerytalnych nie
jest niespójny czy wadliwy; to jego interpretacja przez urzędników jest
szokująco bezsensowna - sprzeczna m.in. z konstytucyjnym zakazem dyskryminacji
(zwłaszcza z powodu utrzymywania się nie z zasiłku dla bezrobotnych z budżetu
państwa, lecz z płacy za pracę!), wiodąca wprost do jakże zasadnego oskarżenia
o debilizm lub sabotaż.
Spór trwa. Jestem przekonany, że winni tego skandalu nie powinni pozostać
bezkarni.
04.2008