Uważam,
że radosną twórczość orzeczniczą aparatczyków tzw. wymiaru sprawiedliwości,
sprzeczną ze sobą i szkodliwą społecznie, trzeba dokumentować w publikatorach
"po nazwisku". Daję zresztą temu wyraz w swoim blogu.
Sędziowie
są przecież funkcjonariuszami publicznymi i jako tacy nie powinni pozostawać
anonimowi. Zwłaszcza wtedy, gdy wyrokują w imieniu RP wedle własnego
widzimisię. Kiedy uzurpują sobie niezawisłość od rozumu, rozsądku i
przyzwoitości. A czasem - jak choćby w sprawie moich roszczeń finansowych wobec
ZUS - demonstrują również antykonstytucyjną, wręcz przestępczą samowolkę.
Ponieważ
sędziowie funkcjonują w naszym "państwie prawnym" poza jakąkolwiek
kontrolą społeczną, szczególnie ważna rola recenzenta ich pracy przypada
reprezentantom opinii publicznej: dziennikarzom i blogerom.
Bo
jeśli nie my, to kto ma nie pozwalać na utratę kontaktu trzeciej (i każdej
innej) władzy z rzeczywistością? Jeszcze bardziej zdeprawowani politycy? I
jeśli nie dawać medialnego odporu teraz, to kiedy? Gdy rozzuchwaleni swą
bezkarnością służbiści Temidy staną się najgroźniejszymi terrorystami
demokratycznego społeczeństwa obywatelskiego?