Kto
sprawia, że Polska jest krajem, gdzie uczciwemu obywatelowi nie da się żyć bez
poczucia zbydlęcenia, czyli zatracenia ludzkiej godności?
Po
pierwsze: politycy. Trzymający władzę na podstawie najważniejszej dla ustroju
państwa, pseudodemokratycznej, partyjniackiej ordynacji wyborczej do Sejmu.
Robiący kariery i bogacący się na wyjątkowo bezczelnych i całkowicie bezkarnych
(poza czasami rewolucyjnymi) kłamstwach.
Po
drugie: urzędnicy. Interpretujący przepisy prawa - jakże często sprzeczne, a
nawet idiotyczne - niemal zawsze na niekorzyść petentów. Mimo że oni sami
(znaczy samicze biurwy i samcze pierdzistołki) też doświadczają niegodziwości przy okazji
zamiany ról (gdy występują w charakterze klientów różnych instytucji).
Po
trzecie: sędziowie. Szczególnie nikczemni wobec osób już i tak pokrzywdzonych
przez innych funkcjonariuszy publicznych. Dowodzący, że dożywotni immunitet
deprawuje absolutnie i powinien zostać czym prędzej ograniczony.
Po
czwarte: księża. Wzorcowi obłudnicy. Nagminnie co innego nauczający swoje
baranki - parafian, co innego czyniący "prywatnie".
Po
piąte: dziennikarze. Coraz mniej wrażliwi prospołecznie. Coraz bardziej
stabloidyzowani, skundleni, sprostytuowani.
Po
szóste… zwykli ludzie: Pani, Pan, ja, wszyscy stanowiący publikę i/lub elektorat. Przecież chcemy być karmieni przez przekaziory głównie dyrdymałkami
i dobrowolnie głosujemy (chociaż akurat mnie to nie dotyczy) na swoich
rzeźników - polityków, którzy przyzwalają na upodlanie szeregowych wyborców
przez sędziów (wybieranych li tylko przez "samych swoich") i byle
urzędników. A ponadto jesteśmy przerażająco bierni wobec bezprawia i wszelkiego
złego, jeśli ofiarami są "inni".