poniedziałek, 7 kwietnia 2014

ZUS ma to z głowy, sąd - na głowie

   Z efektów mojej wojny z bezprawiem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych najbardziej zadowolony może być… sam ZUS, ściślej: jego funkcjonariusze. Czym prędzej wypłacili mi 3 tys. zł zasądzonego zadośćuczynienia za ponad 9-miesięczną zwłokę w przyznaniu należnego świadczenia przedemerytalnego - i mają sprawę z głowy. Swą debilność udało się im okupić minimalnym kosztem. A moje wciąż aktualne roszczenie odszkodowawcze scedowali na głowy bezmyślnie rozstrzygających sędziów Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu: Elżbiety Sobolewskiej-Hajbert, Anny Kuczyńskiej i Izabeli Bamburowicz.

   Ten damski tercet wlazł - opisując niearomatycznie, ale za to plastycznie - w ZUS-owskie gówno i się nim ufajdał. Na własne życzenie! Teraz musi sensownie wyjaśnić, dlaczego sąd "w imieniu RP" przyznał mi mniej pieniędzy niż wziął dla siebie i dlaczego domagał się ode mnie nielegalnego dorabiania podczas pobierania zasiłku dla bezrobotnych. Chcę też znać odpowiedź na pytanie, czy wyrok z 29.04.2009 jest dowodem tylko na niepełnosprawność intelektualną składu orzekającego, czy także na świadome i celowe pogwałcenie mojego prawa do rzetelnego procesu.

   A wszystko to dzieje się w placówce "wymiaru sprawiedliwości", w której nadzór nad orzecznictwem sprawuje Ewa Barnaszewska - podczas tego skandalu członek elitarnej Krajowej Rady Sądownictwa. Symboliczny zbieg okoliczności.