Pisałem o haniebnym wyroku autorstwa Marcina
Cieślikowskiego, obecnego rzecznika dyscyplinarnego dolnośląsko-opolskich
sędziów. W 1982 w Jeleniej Górze skazał on Sylweriusza Kondrackiego na półtora
roku więzienia za to, że na początku stanu wojennego – cytuję z aktu oskarżenia
– „będąc członkiem zawieszonego (…) Niezależnego Samorządnego Związku
Zawodowego "Solidarność" nie odstąpił od udziału w działalności związkowej,
propagując działalność tego związku poprzez sporządzenie i umieszczenie na
autobusie plakatów ze znakiem "Solidarność", symbolem Polski Walczącej oraz
siedmioma krzyżami”.
10.03.2013
zastanawiałem się, czy ukarany żyje i co robi. Po czym niezwłocznie –
dziennikarskim sposobem – go odnalazłem i mogłem porozmawiać z
nim telefonicznie.
66-letni dziś Kondracki wyemigrował w 1985 do Norwegii. Osiedlił się około 40
kilometrów od Oslo. Mieszka tam z żoną. Pracuje w wyuczonym już na obczyźnie
zawodzie ogrodnika (Norwegowie, zarówno mężczyźni, jak i kobiety, otrzymują
emerytury w wieku 67 lat).
Gdy
pod koniec 1981, akurat w Wigilię Bożego Narodzenia, został aresztowany za
udekorowanie autobusu PKS „elementami antysocjalistycznymi”, był przewodnikiem
sudeckim na etacie w jednym z ośrodków wypoczynkowych w Borowicach pod Jelenią
Górą. Po odbyciu roku i dwóch tygodni zasądzonej kary, wrócił na wolność, ale z
tzw. wilczym biletem, komplikującym znalezienie pracy.
Jak
wspomina tamten drakoński wyrok? Czas goi rany, a poza tym dostał za krzywdę,
doznaną od PRL-owskich władz i jej „wymiaru sprawiedliwości”, jakieś
odszkodowanie…
Przy
okazji zgadaliśmy się z Kondrackim, że mieliśmy wspólnych znajomych –
przewodników sudeckich: Tadeusza Stecia (zamordowanego w 1993, prawdopodobnie
przez przyjaciela, we własnym mieszkaniu na kameralnym osiedlu Orlim w
Cieplicach, na którym w pewnym okresie mieszkałem też i ja, i… Cieślikowski)
oraz Mieczysława Holtza (zmarłego w 1999 organizatora wycieczek „W niedzielę
nie ma nas w domu” pod patronatem „Gazety Robotniczej”).