czwartek, 13 marca 2014

Wykrakałem awans recydywistki

Tekst archiwalny z kwietnia 2013

  Szybciutko dowiedziałem się, że Barbara Mentel-Sznajderska nie jest już przewodniczącą Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu. Od bieżącego miesiąca jest nią… Urszula Kubowska-Pieniążek! Z kolei wolne miejsce po niej zajęła Beata Stachowiak. Tak się składa, że ona również mieści się w doborowym towarzystwie dziewięciorga sędziów, którzy w sprawie moich roszczeń finansowych wobec ZUS są autorami orzeczeń niezawisłych od ustaw.

  Zamiast komentarza, przypomnę swój blogowy felietonik z sierpnia 2011, zatytułowany „Funkcyjna sędzia kompromituje również swą szefową”

  „Podczas mojej audiencji, 3.08.2009, u Ewy Barnaszewskiej - ówczesnej wiceprezes (obecnie prezes) Sądu Okręgowego we Wrocławiu i członka Krajowej Rady Sądownictwa (teraz w składzie prezydium tego organu konstytucyjnego) - gospodyni spotkania powtarzała jak pacierz, że nie ma ona prawa ingerować w orzecznictwo któregokolwiek sędziego, wprawdzie podległego jej służbowo, ale niezawisłego w wyrokowaniu również od niej. Nawet jeśli taki niezależny od kogokolwiek funkcjonariusz tzw. wymiaru sprawiedliwości przestępczo nadużywa swojej władzy, pomijając przy rozstrzyganiu mojego sporu z ZUS-em literę (że o duchu nie wspomnę) przepisów ustawowych.

  Czas pokazał, że Barnaszewska toleruje bezprawie także w granicach swoich kompetencji decyzyjnych. Świadczy o tym utrzymywanie przez nią Urszuli Kubowskiej-Pieniążek na stanowisku zastępcy przewodniczącego Wydziału Cywilnego Odwoławczego SO.

  Funkcjonariuszka ta dwukrotnie - stosując kazuistyczne sztuczki i lekceważąc sedno moich skarg - uniemożliwiła wznowienie postępowania w sprawie roszczeń finansowych wobec ZUS. Najpierw zignorowała fakt wcześniejszego pominięcia, przez asesor Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia - Annę Sobczak, przepisów ustawowych, mimo konstytucyjnego obowiązku ich uwzględniania, a następnie uznała za niewarty merytorycznego rozważenia wyrok Sądu Najwyższego, w którego uzasadnieniu znalazłem potwierdzenie słuszności swojego żądania powtórki procesu w celu sprostowania skandalicznego wyroku z 10.06.2008 autorstwa tejże Sobczak (na jego mocy przyznano mi tylko symboliczne zadośćuczynienie, bez należnego odszkodowania za udokumentowane straty finansowe).

  Dopóki Kubowska-Pieniążek będzie współprzewodniczyć wydziałowi we wrocławskim SO, dopóty kształtująca tam politykę kadrową Barnaszewska bierze współodpowiedzialność za recydywę swojej podwładnej. Ani zasada niezawisłości, ani też immunitet, przed odwołaniem z funkcji administracyjnej nie chronią.

  Chociaż nie zdziwiłbym się, gdyby Barnaszewska na przekór okolicznościom jeszcze awansowała Kubowską-Pieniążek. W sądownictwie - bodaj najbardziej sprywatyzowanej instytucji niby w pełni państwowej - taka demonstracja kierowniczej hucpy jest jak najbardziej możliwa.

  Przy okazji pewna refleksja porównawcza. W procesach przeciwko dziennikarzom sąd często - i słusznie! = poucza pismaków o obowiązku przestrzegania szczególnej zawodowej staranności i rzetelności. Jak widać na moim przykładzie, aparatczycy Temidy wobec samych siebie aż takich wymagań nie mają”.

  A więc wykrakałem… I co im zrobisz? - pomyślałem jak typowy obywatel III RP, bezsilny wobec sędziowskiej sitwy.


----------

Komunikat
   Pani sędzi Ewie Barnaszewskiej donoszę uprzejmie, że anonim (ktoś z rodziny, czy jakiś pożyteczny idiota? - nie wiem) dzwonił do mnie po raz drugi 12.03.2014 o godz. 0.29. Nie połączył się, bo nie mam zwyczaju rozmawiać nocą z nieznanymi indywiduami ukrywającymi odważnie nawet swój numer telefonu.