"Sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko
Konstytucji oraz ustawom".
Ustawa o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, art. 2:
"Ilekroć w ustawie jest mowa o (…) bezrobotnym - oznacza to osobę (…)
niezatrudnioną i niewykonującą innej pracy zarobkowej".
Ustawa o świadczeniach przedemerytalnych, art. 2:
"Świadczenie przedemerytalne przysługuje osobie (…) po upływie co najmniej
6 miesięcy pobierania zasiłku dla bezrobotnych (…) jeżeli osoba ta spełnia
łącznie następujące warunki: 1) nadal jest zarejestrowana jako
bezrobotna".
Kodeks karny, art. 231 par. 1:
"Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie
dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego,
podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".
Fundamentalna paremia prawnicza:
"Iura novit curia" (Sąd zna prawo).
Z powyższego zestawu cytatów dla jako tako inteligentnego czytelnika wynika
jednoznacznie, że:
1. Sędziowie, będący niewątpliwie funkcjonariuszami publicznymi, są wprawdzie
niezawiśli, ale nie od ustaw z konstytucją na czele.
2. Osoba zarejestrowana w urzędzie pracy jako bezrobotna nie może legalnie
dorobić nawet symbolicznej złotówki - skutkowałoby to bowiem utratą zarówno
zasiłku, jak i prawa do świadczenia przedemerytalnego.
3. Jeśli znający - patrz paremia - przepisy sędzia nie bierze tego wymuszonego
ustawowo zakazu aktywności zawodowej pod uwagę przy rozstrzyganiu zasadności
pozwu o odszkodowanie za wyliczalne - jak rzadko - z dokładnością do grosza
straty finansowe, popełnia oczywiste przestępstwo przekroczenia swoich
uprawnień (nadużycia władzy).
Proste jak konstrukcja cepa? Nie dla sędziów orzekających w sprawie moich
roszczeń pieniężnych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych za bezprawne (fakt
bezsporny) blokowanie mi przez ponad 9 miesięcy należnego świadczenia
przedemerytalnego, którego pobieranie pozwala - w przeciwieństwie do zasiłku
dla bezrobotnych - na limitowaną kwotowo pracę zarobkową.
To logiczne rozumowanie okazało się czymś ponad możliwości intelektualne Anny
Sobczak, autorki debilnego wyroku z 10.06.2008, ówczesnej asesor Sądu
Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieście. Przyznała mi tylko 3 tys. zł
zadośćuczynienia (nie rekompensując nim choćby samych kosztów procesu),
odmówiła natomiast jakiegokolwiek odszkodowania (bo jakoby nie udowodniłem
strat finansowych, skądinąd oczywistych dla każdego legalisty potrafiącego
sensownie zinterpretować literę ustaw o promocji zatrudnienia i instytucjach
rynku pracy oraz o świadczeniach przedemerytalnych).
W imię iście mafijnej solidarności zawodowej, niedorzeczne orzeczenie Sobczak
podtrzymały pozornie od niej mądrzejsze i bardziej doświadczone sędzie Wydziału
Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu: Elżbieta
Sobolewska-Hajbert, Anna Kuczyńska i Izabela Bamburowicz.
Skargi z wnioskami o wznowienie postępowania z powodu nieuwzględnienia przez
Sobczak, Sobolewską-Hajbert, Kuczyńską i Bamburowicz wspomnianych na wstępie
przepisów (w drugim z zażaleń jako dodatkowy argument wymieniłem wyrok Sądu
Najwyższego, podzielający moją interpretację ustaw) - zostały bezrefleksyjnie
uwalone przez recydywistkę Urszulę Kubowską-Pieniążek (podpisała się pod obu
kompromitującymi postanowieniami uniemożliwiającymi powtórzenie procesu) oraz
przez Grażynę Josiak, Beatę Stachowiak, Ewę Gorczycę i Czesława Chorzępę.
Cała ta granda działa się za przyzwoleniem prezes (początkowo wiceprezes) Sądu
Okręgowego we Wrocławiu i zarazem członka Krajowej Rady Sądownictwa (obecnie w
składzie jej prezydium) - Ewy Barnaszewskiej, tudzież za wiedzą rzecznika
dyscyplinarnego dolnośląsko-opolskich sędziów - Marcina Cieślikowskiego, który
uznał mój donos o przestępstwie za "oczywiście bezzasadny".
Wśród ślepych i głuchych na moje sygnały o samowolce tych funkcjonariuszy
Temidy byli też m.in. Andrzej Niedużak, prezes Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu,
członek działającej przy ministrze sprawiedliwości Komisji Kodyfikacyjnej Prawa
Cywilnego (ciekawostka: tuż po wprowadzeniu stanu wojennego został sędzią
Rejonowego Sądu Wojskowego w Opolu) oraz Ryszard Pęk, prezes Wojewódzkiego Sądu
Administracyjnego we Wrocławiu, w opisywanym czasie również wiceprzewodniczący
Krajowej Rady Sądownictwa.
I temu towarzystwu wzajemnej adoracji nic nie można zrobić (chyba że
"skoczyć", jak w znanej odzywce). Skutecznie bowiem chroni ich
dożywotni, a przez to sprzyjający przestępczym patologiom, immunitet.
Niniejszy tekst napisałem zarówno pro domo sua, jak i pro publico bono. Wiedzie
on bowiem od szczegółu (od mojej sprawy) do ogółu (do uświadomienia komu trzeba
orzeczniczej bezkarności trzeciej władzy, zdolnej do upodlania obywateli już i
tak wcześniej pokrzywdzonych przez innych funkcjonariuszy "państwa
prawnego").