W kodeksach stoi czarno na białym, że przestępstwem jest też pomocnictwo.
Polega ono na umyślnym ułatwieniu innej osobie popełnienia czynu zabronionego.
Pomocnictwo występuje nie tylko w postaci działania, również
poprzez zaniechanie. Może się tego dopuścić osoba, na której ciąży
szczególny prawny obowiązek niedopuszczenia do łamania przepisów.
W przypadku sędziów czynem zabronionym jest z pewnością orzekanie niezawiśle od
konstytucji i innych ustaw. A tak się działo w sprawie moich roszczeń
finansowych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Sędziowie – z Urszulą
Kubowską-Pieniążek, Grażyną Josiak, Elżbietą Sobolewską-Hajbert i Anną
Sobczak-Kolek na czele – na żadnym etapie postępowania, z odwoławczym i
skargowym włącznie, nie zastosowali przepisów dotyczących meritum sporu.
Zademonstrowali przestępczą samowolkę w jej najbardziej patologicznej postaci.
Pisałem i mówiłem o tym szefom owych sędziów: prezes Sądu Okręgowego we
Wrocławiu, członkowi Prezydium Krajowej Rady Sądownictwa - Ewie Barnaszewskiej,
prezesowi Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu - Andrzejowi Niedużakowi, wiceprezes
tegoż SA Barbarze Krameris i rzecznikowi dyscyplinarnemu
dolnośląsko-opolskich sędziów - Marcinowi Cieślikowskiemu. Jednak oni nie
zrobili nic, by nadzorowani przez nich sprawcy samowolki „w imieniu RP”
ponieśli jakąkolwiek odpowiedzialność za niewątpliwe przekroczenie uprawnień.
Czy tolerującym owo oczywiste bezprawie służbowym zwierzchnikom
Kubowskiej-Pieniążek, Josiak, Sobolewskiej-Hajbert i Sobczak-Kolek można
zarzucić pomocnictwo? Moim zdaniem, jak najbardziej.
Zastanawiam się nawet, czy Barnaszewskiej, Niedużakowi, Krameris i
Cieślikowskiemu nie dałoby się zarzucić czegoś jeszcze poważniejszego - mianowicie współsprawstwa. Występuje ono wtedy, kiedy udział osoby ułatwiającej
komuś popełnienie czynu zabronionego jest na tyle istotny, że bez jej
przyzwolenia przestępstwo przekroczenia uprawnień byłoby niemożliwe.
Ponieważ prawnicy jak rzadko kto potrafią dzielić włos na czworo, należałoby
również rozważyć zasadność zarzucenia Barnaszewskiej, Niedużakowi, Krameris i
Cieślikowskiemu poplecznictwa. Czyli przestępstwa polegającego na utrudnianiu
bądź udaremnianiu postępowania karnego przez udzielanie sprawcy przekroczenia
uprawnień pomocy w uniknięciu odpowiedzialności.
Ja tu o sądowych bezprawnikach, a co oni na to? Telepatycznie domniemywam,
że krzywdzenie obywateli już wcześniej poszkodowanych przez innych
funkcjonariuszy publicznych nie spędza zdeprawowanym sędziom snu z
powiek. Ci nosiciele dożywotniego immunitetu są przekonani o swojej absolutnej
bezkarności. W wierze we własną nietykalność wzmacnia ich dodatkowo brak
jakiejkolwiek kontroli orzecznictwa przez kogokolwiek spoza ich korporacyjnej
sitwy.