To nie jest streszczenie scenariusza filmu, którego autorzy utracili kontakt z
rzeczywistością III RP i wymyślili ciąg nieprawdopodobnych nonsensów. To są
fakty z życia obywatela w państwie zwanym przez konstytucję „prawnym”.
Adam Kłykow, dziennikarz z przeszło 37-letnim stażem, w 2005 został zmuszony
przez Apolonię Świokło i Agnieszkę Niczewską, rodzime namiestniczki
niemieckiego właściciela dolnośląskiego dziennika „Gazeta Wrocławska”, do
wcześniejszego niż planował pożegnania się z tą redakcją i skorzystania z
nabytego uprawnienia do świadczenia przedemerytalnego. Aby je otrzymać zgodnie
z przepisami, trzeba najpierw przez co najmniej pół roku pobierać zasiłek dla
bezrobotnych z Powiatowego Urzędu Pracy, a następnie złożyć odpowiedni wniosek
w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych w dowolnym z 212 dni do namysłu – z
możliwością wystąpienia o tzw. przywrócenie terminu, gdyby zainteresowany
przypadkiem go przegapił.
Po dwóch miesiącach Kłykow otrzymał ofertę zatrudnienia w redakcji tygodnika
„Panorama Dolnośląska”. Postanowił zawiesić branie kasy z budżetu państwa i
ponownie utrzymywać się z płacy za pracę.
Gdy po trzech kwartałach niedochodowe czasopismo upadło na skutek zaprzestania
finansowania przez kombinat „Polska Miedź”, Kłykow wrócił do pobierania zasiłku
dla bezrobotnych. Urzędniczka wrocławskiego PUP-u Ewa Kołaczek zapewniła go, że
świadczenie przedemerytalne będzie mu teraz przysługiwało nie po upływie pół
roku, lecz już po czterech miesiącach.
Informacja wydawała się Kłykowowi tak logiczna, że uwierzył w nią bez
zastrzeżeń. Nie przypuszczał, że w tym momencie został wprowadzony w błąd,
skutkujący rozkręceniem spirali biurokratycznego absurdu.
Ani nieudolna Kołaczek, ani tym bardziej rejestrowany przez nią obywatel nie
wiedzieli o istnieniu przepisu premiującego aktywność zawodową bezrobotnego. Na
jego podstawie Kłykow mógł (nie musiał!) zażyczyć sobie przyznania świadczenia
przedemerytalnego natychmiast, bez wznawiania pobierania zasiłku z PUP-u.
Warunkiem było złożenie przez niego w ZUS-ie stosownego wniosku w ciągu 14 dni.
Gdy się o takiej możliwości (nie przymusie!) dowiedział, ten nieprzekraczalny,
niepodlegający przywróceniu, termin zdążył już minąć.
Tymczasem urzędnicy wrocławskiego ZUS-u, z Antonim Malaką (dyrektorem
oddziału), Zbigniewem Rakiem (szefem prawników w tej placówce), Anną Kapucińską
i Danutą Marciniszyn na czele, uznali, że skoro Kłykow nie skorzystał z
przepisu promocyjnego, to nie ma on prawa skorzystać z przepisu podstawowego.
Pisząc obrazowo: ich zdaniem, po 14 dniach ten uprawniony nieodwołalnie pozbawił
się świadczenia przedemerytalnego, które należy się w ciągu 212 dni osobom
często celowo nie poszukującym pracy i pobierającym zasiłek dla bezrobotnych
non stop.
Jeśli postępowanie Malaki i spółki nie było sabotażem polityki
prozatrudnieniowej rządu, to co to było? Wspieranie jej przez podległych mu
urzędników państwowych?
ZUS-owscy inwalidzi umysłowi konsekwentnie nie stwierdzali nic idiotycznego w
zastosowaniu przez nich wobec Kłykowa przepisu promocyjnego w celu
restrykcyjnym. Zatrważający debilizm tego rozumowania uświadomił im dopiero
wrocławski sąd pracy w osobach Bożeny Rejment-Ponikowskiej i Jolanty
Styczyńskiej-Szczotki, nakazując wypłatę ubezpieczonemu należnego mu świadczenia
przedemerytalnego wraz z odsetkami za bezprawne blokowanie go przez dziewięć
miesięcy.
Pozostając przymusowo tak długo na statusie bezrobotnego, Kłykow nie mógł w tym
czasie osiągnąć – poza zasiłkiem – choćby złotówki dodatkowego dochodu. Gdyby otrzymał
świadczenie przedemerytalne bez zbędnej zwłoki, mógłby dorobić do niego w
ramach dozwolonych limitów.
Posiłkując się oficjalnym dokumentem ZUS, Kłykow obliczył z rzadko możliwą
dokładnością do jednego grosza, ile na owej bezprawnej blokadzie stracił.
Ustalił przeciętną z tzw. widełek (od-do) i wystąpił do sądu z uśrednionym
roszczeniem pieniężnym nie tylko za straty finansowe, lecz również za
wyrządzone mu szkody moralne i zdrowotne.
Mimo takiego jednoznacznego dowodu zasadności żądań Kłykowa wobec ZUS, ówczesna
asesor Anna Sobczak (obecnie to sędzia Anna Sobczak-Kolek), zamiast
wnioskowanych przez niego 30.570,42 zł, przyznała mu tylko 3 tys. zł
zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych, odmawiając zarazem
jakiegokolwiek odszkodowania. Zasądzona kwota została wzięta z sufitu i nie
zrekompensowała pokrzywdzonemu nawet poniesionych przez niego kosztów procesu.
Asesor Sobczak odmówiła Kłykowowi odszkodowania, ponieważ nie udowodnił on jej,
że próbował podjąć pracę zarobkową w czasie swojego sporu z ZUS-em. Czyli
wtedy, kiedy trwając nie z własnej woli na statusie bezrobotnego – nie mógł
legalnie dorobić do zasiłku ani złotówki!
Gdyby Kłykow próbę podjęcia pracy zarobkowej wykazał, wtedy zostałby zapewne –
wpadając w prawną pułapkę – oskarżony o nieprzestrzeganie przepisów. I pod
takim zarzutem nie tylko pozbawiony – tym razem słusznie – świadczenia
przedemerytalnego, lecz również zobowiązany do zwrotu zasiłku dla bezrobotnych!
Orzecznicza paranoja panny (obecnie pani) Sobczak? Ależ skąd, to wysublimowana
logika asesorskiego niedouka.
Prawdziwie kryminalnym skandalem jest fakt, że na żadnym etapie postępowania
sądowego, z odwoławczym i skargowym włącznie, rozpatrujący pisma Kłykowa
sędziowie w ogóle nie wzięli pod uwagę przepisów dotyczących meritum jego
sprawy. Poprzestając na sztuczkach formalnych, Urszula Kubowska-Pieniążek
(recydywistka w tym towarzystwie), Grażyna Josiak, Elżbieta Sobolewska-Hajbert,
Anna Kuczyńska, Izabela Bamburowicz, Beata Stachowiak, Ewa Gorczyca i Czesław
Chorzępa zademonstrowali przestępczą i zarazem bezkarną – wszak skutecznie
chroni ich immunitet – niezawisłość od ustaw z konstytucją włącznie.
To nie jest tylko interpretacyjne widzimisię Kłykowa. To wnioskowanie zgodne z
wykładnią przepisów przez Sąd Najwyższy, też kompletnie zignorowaną przez
Kubowską-Pieniążek i jej równie samowolnych współtowarzyszy w szwarckieckach z
filoletowymi podgardlami.
A wszystko to dzieje się za wiedzą (Kłykow im o tym pisał i/lub mówił), tudzież
przyzwoleniem czołowych reprezentantów wrocławskiego tzw. wymiaru
sprawiedliwości: prezesa Sądu Apelacyjnego, członka Komisji Kodyfikacyjnej
Prawa Cywilnego przy ministrze sprawiedliwości – Andrzeja Niedużaka, prezes
Sądu Okręgowego, członek Prezydium Krajowej Rady Sądownictwa – Ewy
Barnaszewskiej i rzecznika dyscyplinarnego dolnośląsko-opolskich sędziów –
Marcina Cieślikowskiego…