W powołanym 21.03.2016, przez ministra
sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę, nowym 8-osobowym
zespole prokuratorów do śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej, znalazł się
Bartosz Biernat z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. Poznałem tego człowieka
przed 9 laty (za poprzednich rządów Prawa i Sprawiedliwości) i mam o nim nie
najlepsze zdanie.
Dlaczego – niech zaświadczy poniższy tekst z
mojego „Bloga weredyka” z października 2011. Cytuję w całości bez żadnych
poprawek.
KOMPROMITACJE
AWANSUJĄCEGO PROKURATORA BIERNATA
Emilian Stańczyszyn, rocznik 1963, był
onegdaj wschodzącą gwiazdą Unii Wolności. Znaliśmy się, jak dziennikarz piszący
o polityce z osobą ją uprawiającą i coś w niej znaczącą. Dobrą markę wyrobił
sobie jako burmistrz Polkowic. Od grudnia 2001 do stycznia 2003 był marszałkiem
województwa dolnośląskiego i wydawało się, że nie jest to szczyt jego kariery.
Szczęśliwa passa Stańczyszyna, samorządowca
ponadprzeciętnie sympatycznego w kontaktach osobistych, skończyła się nagle w
2005, gdy został oskarżony o przestępstwa korupcyjne. Przesiedział w areszcie
trzy miesiące, wyszedł na wolność po wpłaceniu 100 tys. zł kaucji.
Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu postawiła
mu 15 zarzutów, z których niemal wszystkie dotyczyły przyjmowania korzyści
majątkowych w łącznej wysokości ponad 1,1 mln zł. W zamian za łapówki
przedsiębiorcy mieli wygrywać przetargi na gminne inwestycje.
Proces przeciwko nieprzyznającemu się do
winy Stańczyszynowi trwał od 2008. W mowie końcowej prokurator Bartosz Biernat
zażądał 7 lat więzienia i 150 tys. zł grzywny oraz zakazu zajmowania stanowisk
w administracji samorządowej i państwowej przez 5 lat.
24.10.2011 Sąd Okręgowy w Legnicy oczyścił
Stańczyszyna niemal w całości, uniewinniając go z 14 zarzutów. Uzasadnienie
wyroku przez przewodniczącego składu orzekającego – był nim sędzia Witold
Wojtyło – brzmiało momentami jak akt oskarżenia wobec śledczych, z Biernatem na
czele.
Jedyny konkretny dowód, jakoby Stańczyszyn
miał brać łapówki, stanowiły zeznania współoskarżonego, prezesa
Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Polkowicach – Wacława K., składane
przez niego w specyficznej sytuacji procesowej. Broniąc się twierdził, że to
wprawdzie on sam negocjował z inwestorami stawki łapówek i przyjmował je,
jednak te lewe pieniądze nie zatrzymywał dla siebie, lecz przekazywał
burmistrzowi.
Wacław K. został skazany na 3,5 roku
więzienia w zawieszeniu. Mimo że dla niego prokuratur Biernat domagał się
zaledwie 2 lat.
Z aktu oskarżenia przeciwko Stańczyszynowi
ostał się jeden zarzut – nie korupcji, lecz przekroczenia uprawnień służbowych.
Polecił bowiem podwładnej księgowej, by wstrzymała na pewien czas płatności za
usługi, wykonane dla gminy przez firmę Michała R., który również budował mu dom
i w związku z tym faktem doszło między nimi do sporu o rachunek za piec
centralnego ogrzewania. Sąd uznał tu winę eksburmistrza. Biorąc jednak pod
uwagę jego nieposzlakowaną opinię, warunkowo umorzył postępowanie w sprawie
nadużycia władzy w celu prywatnym (nakazał tylko wpłacić 2 tys. zł na cel
charytatywny).
Bartosz Biernat to ten sam prokurator, który
w 2007 pracował w Prokuraturze Rejonowej dla Wrocławia-Fabrycznej i umorzył
wtedy śledztwo w sprawie z mojego doniesienia o popełnieniu przestępstwa
przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
Stwierdził, że ich nielegalne decyzje nie zawierały „znamion czynu
zabronionego”. Chociaż wcześniej sąd pracy, a później dwa inne sądy w
postępowaniu cywilnym stwierdziły jednoznacznie, że ZUS zastosował przepis
promocyjny (mający premiować moją aktywność zawodową) w celu restrykcyjnym
(blokując mi wypłatę należnego świadczenia przedemerytalnego przez ponad 9
miesięcy) całkowicie bezprawnie. Nieudolny śledczy nie tylko nie poniósł żadnej
kary, lecz jeszcze awansował do Prokuratury Okręgowej i zabrał się m.in. za
represjonowanie Stańczyszyna.
______________________________
Dodam jeszcze, że Bartosz Biernat umorzył
śledztwo w sprawie popełnienia przez funkcjonariuszy ZUS: Aleksandrę Wiktorow,
Wandę Pretkiel, Antoniego Malakę, Annę Kapucińską i Danutę Marciniszyn
przestępstwa z art. 231 par. 1 Kodeksu karnego (nadużycie władzy, przekroczenie
uprawnień) dwukrotnie, postanowieniami z 25.06.2007 i 29.11.2007. Stwierdził,
że szykanowanie mnie na podstawie promocyjnego art. 2 ust. 5 pkt 2 ustawy o
świadczeniach przedemerytalnych nie zawiera znamion czynu zabronionego.
Z kolei Miłosz Chwalibóg, asesor Wydziału
Karnego Sądu Rejonowego dla Wrocławia Fabrycznej, postanowieniem z 28.02.2008
nie uwzględnił mojego zażalenia z 16.12.2007 i utrzymał w mocy zaskarżoną przez
mnie decyzję prokuratora Biernata z 29.11.2007. W uzasadnieniu stwierdził, że
co prawda urzędnicy ZUS popełnili błąd odmawiając mi przyznania świadczenia
przedemerytalnego już od 26.09.2006 (zrobili to dopiero 9 miesięcy później),
ale nie dopuścili się swym postępowaniem przestępstwa przekroczenia uprawnień.
Nie mogą więc ponosić odpowiedzialności karnej, lecz co najwyżej
odpowiedzialność służbową lub dyscyplinarną. Ja natomiast mogę dochodzić swoich
roszczeń w procesie cywilnym.