Zabetonowany, pookrągłostołowy układ
polityczny w Polsce zaczyna wreszcie kruszeć. Głównie za sprawą dwóch
buntowników: antysystemowego Pawła Kukiza i wewnątrzsystemowego Ryszarda Petru.
Kibicuję im jako… wrocławski patriota. Obaj
bowiem mają ścisłe związki z moim miastem.
By zostać radnym Sejmiku Województwa
Dolnośląskiego, Kukiz zameldował się w zeszłym roku we Wrocławiu – w mieszkaniu
swojej matki i zmarłego niedawno ojca. Swego czasu studiował administrację na
Uniwersytecie Wrocławskim (a potem prawo i nauki polityczne na Uniwersytecie
Warszawskim, jednak żadnego z tych kierunków nie ukończył). Jako rockman ściśle
współpracował z wrocławianinem Janem Borysewiczem, nagrywając wspólnie m.in.
hicior „Bo tutaj jest jak jest”. Jako polityk stał się spadkobiercą idei
wrocławskiego profesora Jerzego Przystawy, czyli jednomandatowych okręgów
wyborczych.
Z kolei Ryszard Petru to wrocławianin
rodowity. Doradzał w sprawach gospodarczych nie tylko Leszkowi Balcerowiczowi
(gdy był on wicepremierem i ministrem finansów), lecz i marszałkowi województwa
dolnośląskiego (za kadencji Rafała Jurkowlańca). A jednym z jego najbliższych
przyjaciół politycznych jest też człowiek stąd – Władysław Frasyniuk.
Tak czy owak, bliżej niż do Petru jest mi do
Kukiza. Bo oprócz wprowadzenia JOW-ów najbardziej zależy mu na reformie
sądownictwa i prokuratury.