Na miejscu marszałka Sejmu Radosława
Sikorskiego i innych posłów, przyłapanych na kasowaniu publicznych pieniędzy za
fikcyjne „kilometrówki”, życzyłbym sobie, aby z takich przekrętów rozliczał mnie
sędzia - karnista, pułkownik Piotr Raczkowski, który za forsę podatników
wykorzystywał samochód służbowy do celów prywatnych. Rozgrzeszenie (pardon –
uniewinnienie) miałbym jak w banku (jeszcze niezbankrutowanym).
A usadowienie płk. Raczkowskiego na stolcu
wiceprzewodniczącego Krajowej Rady Sądownictwa dziwi mnie mniej niż np.
członkostwo w tymże konstytucyjnym organie państwowym prezesa Sądu Apelacyjnego
we Wrocławiu - Andrzeja Niedużaka. Dżentelmena, który w sprawie moich roszczeń
finansowych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych nawet nie próbował
przeciwstawić się orzekaniu przez nadzorowanych sędziów niezawiśle od litery
ustaw dotyczących meritum sporu.