wtorek, 8 lipca 2014

Cykor bezkarnych sędziów przed gniewem upodlanych chlebodawców

   Od co najmniej trzech lat nie nawiedzałem głównego gmaszyska wrocławskich sądów. Dobrowolne wdeptywanie do tego prawniczego domu publicznego mnie nie kręci. Od blisko dwóch lat nawet doń nie telefonowałem i nie mejlowałem. Nie uśmiecha mi się dzwonić i pisać na Berdyczów.

   Przechodząc wczoraj ulicą Sądową, zauważyłem na bramie Sądu Okręgowego – udzielnego królestwa prezes Ewy Barnaszewskiej, przyzwalającej podwładnym na orzekanie niezawiśle od ustaw – komunikat o treści: „Ze względu na konieczność zapewnienia bezpieczeństwa i porządku publicznego, na podstawie art. 15 ust. 1 w zw. z art. 4 ust. 2 ustawy o Policji z dnia 06.04.90 r. (Dz. U. nr 30 poz. 179 ze zm.), przed wejściem na teren Sądu należy okazać dowód osobisty”.

   Niemal identyczna informacja zawisła nieopodal na bramie od Podwala, wiodącej bezpośrednio do sądów rejonowych dla dzielnic Fabryczna, Krzyki i Śródmieście.

   No proszę – pomyślałem – trzecia władza przestaje ukrywać, że boi się obywateli, którzy ją utrzymują ze swoich podatków, a którzy są przez nią co rusz poniżani. Strach robi swoje.

   Jak to leci w rewolucyjnej pieśni „Czerwony sztandar”? „Wciąż płyną ludu gorzkie łzy, nadejdzie jednak dzień zapłaty, sędziami wówczas będziem my!”.