niedziela, 15 czerwca 2014

Szczyty bezczelności

    Do czasu bliskich spotkań z sądami w roli pokrzywdzonego przez urzędników Zakładu Ubezpieczeń Społecznych - podzielałem pogląd dowcipnisiów, że szczytem bezczelności jest nasrać komuś na wycieraczkę, zapukać do drzwi jej właściciela i poprosić go o papier toaletowy. Potem jednak zaczęło już być mniej śmiesznie i bardziej śmierdząco.

    Mam nawet kłopot z wyborem, kogo na tym wierzchołku hucpy umiejscowić: córę czy syna Temidy? Znaczy: Urszulę Kubowską-Pieniążek czy Marcina Cieślikowskiego?

    Ona, zastępca przewodniczącej Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu, dwukrotnie uznała, że nieuwzględnienie przez jej poprzedniczki, orzekające w sprawie moich roszczeń finansowych wobec ZUS, litery dwóch ustaw, którym one konstytucyjnie podlegają, nie stanowi wystarczającej podstawy do wznowienia procesu, zakończonego przyznaniem mi symbolicznego zadośćuczynienia i odmową należnego odszkodowania. Przy rozpatrywaniu powtórnej skargi zignorowała również wyrok Sądu Najwyższego, w którym znalazłem potwierdzenie trafności mojej interpretacji obowiązujących przepisów.

    Natomiast on, rzecznik dyscyplinarny dolnośląsko-opolskich sędziów, nie zauważył żadnej sprzeczności między zasadami etyki zawodowej, nakazującymi unikać dwuznacznych kontaktów, a uczestnictwem Ewy Barnaszewskiej, ówczesnej wiceprezes (obecnie prezes) Sądu Okręgowego we Wrocławiu i członkini Krajowej Rady Sądownictwa, w imprezie jubileuszowej w miejscowym oddziale ZUS, czyli w instytucji szczególnie często pozywanej za bezprawne decyzje. Czy po takiej ocenie postępowania prominentnej funkcjonariuszki tzw. wymiaru sprawiedliwości mam rozumieć, że może ona również przyjmować zaproszenia na urodziny innych sprawców przestępstw?