sobota, 14 czerwca 2014

Kiecka prawnika

Tekst archiwalny

   W upały (dziś, 15.07.2010, we Wrocławiu znów gorąco jak w piekle) prokuratorzy i adwokaci mogą występować podczas sądowych procesów bez togi, jeśli tylko zezwolą im sędziowie. Oni sami natomiast nie mogą się z tego ustawowego wymogu zwolnić. Jak mus, to mus. Zresztą wcale mi ich nie żal - niech się taplają w sosie własnym do upadłego, najlepiej orzekając w salach szczególnie nasłonecznionych i bez jakiejkolwiek klimy.

   Powinni się radować, że na swe myślące (?) głowy nie muszą zakładać peruk. Z mojego punktu widzenia - szkoda, bo widowisko byłoby przedniejsze.

   W przypływie sardonicznego humorku, pod informacją o togach na stronie internetowej Dziennika Gazety Prawnej wklepałem swój komentarzyk: „I jak ja odróżniłbym sędziego od przestępcy?” (w domyśle: gdyby funkcjonariusze wymiaru sprawiedliwości wyrokowali bez stroju urzędowego). O dziwo, żaden z adresatów tego wrednego (zarazem w przypadku niektórych niezawisłych od ustaw reprezentantek wrocławskiego Sądu Okręgowego - jakże celnego) żarciku nie zareagował na moją zaczepkę, chociaż przy podobnych złośliwostkach potrafią oni używanym słownictwem (łatwo sprawdzić na forach) zawstydzić niejednego zawodowego pismaka i insze menelstwo.

   Rozbawiła mnie, zacytowana ze stosownego rozporządzenia rządu, definicja togi. To mianowicie ”suknia fałdzista z lekkiego czarnego materiału wełnianego lub wełnopodobnego, sięgająca powyżej kostek około 25 cm od ziemi i ma u góry odcinany karczek szerokości 21 cm”. No proszę, a normalne ludziska nie potrafią skumać, skąd upodobanie do kiecek np. u takiego mecenasa Krzysztofa Piesiewicza, zwłaszcza gdy jest akurat na haju. Skoro chłop nie raz paradował w nich służbowo, w robocie, to tym bardziej wolno mu - nawet z makijażem na dokładkę - prywatnie, we własnej chałupie, z zaproszoną doń striptizerką i innymi córami bynajmniej nie Temidy.