Tekst
archiwalny
W jednym ze skeczy kabaretu "Dudek" monologujący Jan
Kobuszewski znalazł na ulicy czyjś rozum, "mało używany" - jak
stwierdził podczas oględzin zguby. Pomyślałem, że jego właścicielem mógłby być
jakiś niezawisły od intelektu sędzia. No bo po co mu rozum, skoro immunitet -
gwarantujący bezkarność - w zupełności do orzekania wystarcza? Ale to tylko
takie moje wredne domniemanie.
Pewnikiem
natomiast jest, że funkcjonariusze tzw. wymiaru sprawiedliwości nierzadko gubią
dokumenty, na których podstawie ferują wyroki. Jak donosił "Dziennik Gazeta
Prawna" z 8.08.2011, tylko w 2010 w Polsce szlag gdzieś trafiło 321 akt spraw
sądowych z protokołami rozpraw, zeznaniami świadków, wyjaśnieniami oskarżonych
itd.
Z
załączonej do tekstu infografiki wynikało, że w najbardziej mnie interesującej
apelacji wrocławskiej w minionym roku zaginęło 38 akt z ich zawartością. Daje
to w rankingu trzecie miejsce, za liderującym Poznaniem (91) i Gdańskiem (39),
przed Katowicami (33), Warszawą (31) i Krakowem (17).
Wrocław
przoduje natomiast w statystyce wzrostu liczby zagubionych akt. W stosunku do
2009, w 2010 było tu takich wpadek o 13 więcej, w Poznaniu - o 11, w Katowicach
- o 8, zaś w pozostałych wyszczególnionych miastach nastąpiła poprawa
wskaźnika: w Gdańsku - o 12 mniej, w Krakowie - o 21, w Warszawie - o 34.
Gdyby
to były konkurencje sportowe, Wrocław miałby dwa medale: brązowy i złoty.
Brawo!