niedziela, 29 czerwca 2014

Piramida nonsensu

   Jak taka proceduralna piramida nonsensu działa, doświadczyłem osobiście.
   Zaczęło się od niemądrej (najdelikatniej nazywając) decyzji Danuty Marciniszyn, kierowniczki referatu w II Inspektoracie Zakładu Ubezpieczeń Społecznych we Wrocławiu. Odmówiła ona przyznania mi świadczenia przedemerytalnego na podstawie przepisu, który miał mnie premiować za aktywność zawodową.
   Ową oczywistą niedorzeczność przyklepała jej bezpośrednia zwierzchniczka, równie inteligentna Anna Kapucińska. Nic mi się nie należy i już - zawyrokowała, mimo spełniania przeze mnie od 26.09.2006 wszystkich bez wyjątku wymogów prawa.
   Poskarżyłem się więc do dyrektora wrocławskiego oddziału ZUS Antoniego Malaki. Geniusz ten nie stwierdził żadnego uchybienia w postępowaniu swych podwładnych.
   No to ja do samiuśkiego wierzchołka, czyli do warszawskiej centrali tej powszechnie szanowanej instytucji o kompetencjach państwa w państwie. A tam jeszcze bardziej nieomylni nadludzie podtrzymali negatywne stanowisko swych dolnośląskich pomazańców (nie kojarzyć z popaprańcami).
   Prosiłem potem o pomoc wszystkich świętych, usytuowanych ponad tą piramidą nonsensu lub obok niej: Kancelarię Prezydenta RP, Kancelarię Prezesa Rady Ministrów, ministra pracy i polityki społecznej, marszałków Sejmu i Senatu, Trybunał Konstytucyjny, rzecznika praw obywatelskich. Zewsząd otrzymywałem w odzewie solidarne wyrazy bezradności i niemocy wobec ZUS-owskiej samowoli.
   (O)błędne koło zamknęło się. Biurokratyczna machina zademonstrowała swoją bezrozumną, miażdżącą siłę.
   Bezkarne - ciągle mam nadzieję, że do czasu - upokarzanie mnie przez ZUS-owską klikę trwało ponad 9 miesięcy. Dopiero wtedy Malaka i spółka z nieograniczoną nieodpowiedzialnością łaskawie wykonali werdykt sądu, zgodny z moim roszczeniem.
04.2008