Czytelnicy tego bloga wiedzą, że mnie z kolei niemal wszystko kojarzy się z Sądem Okręgowym we Wrocławiu. Przy czym jest to zboczenie kompletnie aseksualne i wielce nabożne, nakazujące myśleć o owej siedzibie trzeciej władzy jak o doczesnym Sądzie Ostatecznym - prawej i sprawiedliwej platformie kontaktu obywatela z absolutem.
Niech mi więc będzie odpuszczony grzech głupkowatej uciechy z naruszenia powagi tego boskiego urzędu przez jeden z kobiecych składów orzekających SO, który w uzasadnieniu prawomocnego wyroku w sprawie moich roszczeń finansowych wobec ZUS pozwolił sobie nazwać siebie "Sądem Okresowym". Co byście o mnie, drogie panie, pomyślały przynajmniej raz w miesiącu, gdybym to ja, kawał samca (by nie samookreślić się dosadniej), wymyślił coś tak nieszarmanckiego?