czwartek, 27 marca 2014

Sąd pisze do psa

   Kilka lat nazad medialną karierę robiła sznaucerka Saba, własność ówczesnego "trzeciego bliźniaka" Ludwika Dorna. Kiedy jej pan został marszałkiem Sejmu, ona była ponoć pierwszym psem (ale z pewnością nie pierwszą suką - jak dodawali znawcy wszelkich istot rodzaju żeńskiego) wałęsającym się w tę i we w tę po polskim parlamencie.


  
   Już po zdobyciu krajowej sławy sznaucerka otrzymała list polecony za zwrotnym potwierdzeniem odbioru, datowany 8.01.2009. Na kopercie napisano czarno na białym, że nadawcą jest "Sąd Rejonowy, I Wydział Cywilny, ul. Kołłątaja 6, 83-110 Tczew", zaś adresatem "Pani Saba Dorna, ul. Koszykowa 10, 00-564 Warszawa". To jak najbardziej prawdziwy adres biura poselskiego byłego marszałka. Korespondencja zawierała postanowienie z 29.12.2008 o umorzeniu sprawy o sygn. akt I C 2/08, wszczętej przeciwko pozwanej Sabie Dornej. A pozwał ją jakiś znany "wymiarowi sprawiedliwości" pojeb, który ma takie hobby: procesuje się z wszystkimi o wszystko.

   Próbujący wyjaśnić nieporozumienie asystent posła Ludwika Dorna - Grzegorz Owsianko poczuł klimaty rodem z "Procesu" Franza Kafki:

   - Pewien obywatel jest cięty na sąd w Tczewie i usiłuje wystawić go na pośmiewisko. Wysyła absurdalne pisma, a sąd bierze je na poważnie i udziela jeszcze dziwniejszych odpowiedzi, pisanych tak bełkotliwie, że nic z nich nie wynika - poskarżył się jednemu z dziennikarzy.

   Saba - zwierzę, w przeciwieństwie do niektórych urzędników tzw. wymiaru sprawiedliwości, inteligentne - miała możliwość przeczytać list do siebie. Lektura bełkotu musiała być dla niej wstrząsającym przeżyciem, bo wkrótce potem wzięła i zdechła.