Fragment jednego z moich blogowych felietonów z kwietnia 2011...
"Niech raz dam odpór samemu sobie i innym oszczercom, jakoby sądy nie
przyznawały godziwych pieniędzy osobom pokrzywdzonym przez funkcjonariuszy
publicznych. Oto dowód, jacyśmy wredni kłamcy.
9.12.2010
Sąd Apelacyjny w Białymstoku przyznał Grażynie Zielińskiej zadośćuczynienie od
Skarbu Państwa w wysokości 300 tys. zł plus odsetki. To finansowa rekompensata
za jej 5-miesięczny areszt. Prokuratura zarzuciła Zielińskiej kilkukrotne
wzięcie łapówek za swe decyzje służbowe, korzystne dla dających. Sąd oskarżoną
prawomocnie uniewinnił.Sprawiedliwości stało się zadość? Wierzę, że tak.
Wypada
jeszcze dodać, że Grażyna Zielińska to sędzia Sądu Okręgowego w Suwałkach. Była
jego wiceprezesem i przewodniczącą wydziału karnego".
... i postscriptum:
Poniewczasie
natrafiłem w internecie na informację Polskiej Agencji Prasowej z 10.11.2011,
że Sąd Najwyższy przyklepał ten wyrok. Kasację prokuratury, która uważała, że
wystarczyłoby dać pokrzywdzonej sędzi zadośćuczynienie 10-krotnie niższe, uznał
za "oczywiście bezzasadną", zaś kwotę 300 tys. zł - za
"odpowiednią, wyważoną i sprawiedliwą" (poszkodowana żądała za
"cierpienia fizyczne i moralne" okrągłego miliona).
Po
prawomocnym uniewinnieniu, Grażyna Zielińska wróciła do pracy w Sądzie
Okręgowym w Suwałkach, ale już nie na funkcje, które sprawowała przed
aresztowaniem.